niedziela, 9 lutego 2014

OGROMNE PODZIĘKOWANIA

Ohhh kochani :3
Chciałabym bardzo serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy byli tutaj ze mną.
A teraz lecimy szczegółowo:
Najpierw, WSZYSTKIM dziewczynom z grupy FF! Wasza obecność, komentarze i wsparcie było po prostu nieocenione. :)
Patce - za to, że wiernie czekałaś na każdy kolejny rozdział i za to, że sama tak wspaniale piszesz! (muszę powiedzieć, że Twoja historia była jedną z moich inspiracji)
Sillie - za Twoje wspaniałe komentarze i za to, że wciąż tu byłaś.
Kill - za to, że nazwałaś mnie jedną z nielicznych nadziei :D (było to niesamowicie budujące)
Zmorze, Joannie, Dorocie.
Szczególne podziękowania należą się Daysiemu. Za Twoją konstruktywną krytykę, sugestie, wsparcie i za to, że dzięki Tobie, z każdym kolejnym rozdziałem starałam się jeszcze bardziej! :*
I na koniec Nika.
Gdyby nie Ty, to w gruncie rzeczy ta opowieść by nie powstała. Pomogłaś mi stworzyć ramy całej historii i byłaś wsparciem. Dziękuję Ci bardzo <3
Jeszcze raz BARDZO BARDZO dziękuję!!!! <3
A o nowościach będę informować na bieżąco :)

sobota, 8 lutego 2014

5.

Ten odcinek dedykuję wszystkim, którzy czytali to opowiadanie. :)

Brian patrzył na dziewczynę wyczekująco. W końcu odwzajemniła spojrzenie i uśmiechnęła się
delikatnie gotowa by zacząć swoją opowieść.
- Gdy miałam dziesięć lat, zmarła moja mama. I zostałam sama z ojcem, który popadł w alkoholizm. - dostrzegła w spojrzeniu Briana pewien niepokój, ale mówiła dalej. - Muszę przyznać, że nie było łatwo. Stracił pracę i zostaliśmy bez grosza. Potem się wygrzebał i zmobilizował do tego by zacząć działać. Ale nie przestawał pić, a ja stałam się...taka jak teraz. Nie otrzymywałam wsparcia od nikogo, reszta rodziny tak jakby zniknęła i zapomniała o moim istnieniu. Było mi źle, wciąż się buntowałam, przestałam uczyć, aż w końcu dostałam kuratora. Wszystko przez to, że wpadłam w złe towarzystwo. Robiłam rzeczy których do tej pory się brzydzę. Lałam się - zachichotała ponuro. - lepiej niż nie jeden chłopak. Ale teraz jak na to spojrzę, to wiem dlaczego to robiłam. Chciałam po prostu by ojciec zwrócił na mnie uwagę, by przypomniał sobie, że ma córkę. Ale miał mnie w dupie! W ogóle go nie obchodziłam - zaczęła płytko oddychać i drżeć na całym ciele. Brian był wstrząśnięty. Wstał z ławki, kucnął przed nią i delikatnie pocierał jej ramiona. Spojrzała na niego i zobaczył, że w jej oczach czaiły się łzy. Szybko otarła oczy i uśmiechnęła się do niego niemrawo, usiadł obok i słuchał jej dalej. Po chwili znowu zaczęła mówić. - Od niedawna, z ojcem było gorzej. Stał się...agresywny...
- Jak to??... - przerwał jej zdumiony.
- Najpierw mnie tak po prostu, odsuwał. Oddalaliśmy się od siebie jeszcze bardziej niż zwykle. Któregoś dnia, gdy chciałam go przytulić, to po prostu mnie popchnął. - zaczęła powoli kręcić głową. - Nigdy się tak nie zachowywał, a tamtego dnia..nie wiem co w niego wstąpiło... -
- Tamtego dnia? Co się stało? - pytał co raz bardziej zdenerwowany, bo nagle wszystko nabrało sensu.
- Ojciec mnie uderzył. - powiedziała cicho.
Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Ze strachu, zdziwienia i troski.
- To stąd ta opuchlizna... - powiedział.
W odpowiedzi kiwnęła głową i odwróciła wzrok.
Obydwoje nie wiedzieli jaki ruch wykonać. Ona bała się odrzucenia, a on bał się, że ją skrzywdzi. W końcu Brian otoczył ją swoim ramieniem i oparł swoją głowę o jej.
- Nie martw się.. - westchnął. - Ułoży się, ja w to wierzę.
W odpowiedzi dziewczyna zaśmiała się, a następnie spojrzała prosto w oczy Briana. Wtedy reszta przestała istnieć, a oni hipnotyzowali się nawzajem. Chłopaka powoli zaczął się do niej zbliżać, chwycił delikatnie jej podbródek i dotknął kciukiem blizny na policzku. Nagle ona zabrała delikatnie jego rękę i powiedziała cicho:
- Przepraszam...
Uśmiechnął się lekko pod nosem i otoczył ją mocno ramionami.
- Nic się nie dzieje. Jak tyle już wytrzymałem, to teraz miałbym nie dać rady? - usłyszał, że dziewczyna zaczęła się śmiać. Czuł się szczęśliwy. Teraz w tym parku, na tej ławce pod fontanną. Z nią. Siedzieli razem w milczeniu jeszcze pół godziny. Patrzyli jak niebo powoli zmienia barwy. Z niebieskiego, w co raz ciemniejszy, a potem jak przechodzi przez nie żółto-pomarańczowy blask. Dzień powoli umierał, a jego miejsce zajmowała, chłodna letnia noc.
Brian wypuścił ją ze swoich objęć i wstał. Spojrzał na nią z troską i uśmiechnął się uroczo.
- Wyjeżdżam jutro z moim zespołem. Mamy koncert w Los Angeles i nie będzie mnie dwa dni. - przerwał na chwilę i uśmiechnął się szeroko. - Ale jak tylko wrócę, to zapraszam cię na randkę. Taką z prawdziwego zdarzenia. - poruszał wymownie brwiami.
Dziewczyna zaśmiała się głośno i spojrzała na niego ciepło.
- Zgadzam się, ale na razie odprowadź mnie do domu.
Wstała z ławki, a on złapał ją za rękę i ruszył w stronę wyjścia z parku.

                                                                       * * *

Hildie weszła do domu i z oszołomionym uśmiechem oparła się o drzwi. Zdjęła buty, kurtkę i weszła do salonu.
- Tato? - zawołała. - Jesteś w domu?
Nie otrzymała żadnej odpowiedzi, więc wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju. Zasnęła z błogim uśmiechem na ustach.

Dwa kolejne dni minęły Broom w oczekiwaniu na Briana i na ojca. Okazało się, że od czwartkowego wieczoru nie pojawił się w domu. Dziewczyna niepokoiła się jeszcze bardziej, ale z uwagi na to, że w przeszłości zdarzały mu się podobne zniknięcia, nie zawiadamiała nikogo. Była podekscytowana faktem, że Brian zaprosił ją na randkę i to w większości zajmowało jej myśli.
W sobotę sprzątała w domu, odwiedziła Bandytę, zrobiła zakupy i zdążyła jeszcze zajrzeć do większości klubów, w których mógł się poniewierać jej ojciec. Przeszła przez całą dzielnicę i w końcu zrezygnowana, wróciła do domu.
O 18 Brian przysłał dziewczynie wiadomość:
"Wróciłem przed chwilą do domu. Już nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy."
Po przeczytaniu wiadomości, zaśmiała się głośno i wróciła do robienia kolacji. Przygotowane jedzenie przełożyła na talerz i zaniosła do salonu. Usiadła na kanapie, założyła nogi na stolik kawowy i włączyła telewizor. Bezmyślnie skakała po kanałach i jadła. Usłyszała, że drzwi się otwierają i domyśliła się, że jedyną osobą która mogła by tak po prostu wejść, był ojciec.
- Wrócił... -  pomyślała, po czym wstała i przeszła do kuchni odstawiając talerz do zlewu. Skierowała się w stronę schodów, ale kątem oka spostrzegła, że ojciec słania się na nogach. Obudziło to w niej czujność i w akcie bezmyślności zawróciła do kuchni.
Ojciec siedział przy stole, a przed nim stała prawie pełna butelka wódki, w którą uparcie się wgapiał. Dziewczyna przeszła w głąb kuchni i stanęła przy blacie regału. Założyła ręce na piersi i zapytała cicho acz stanowczo.
- Gdzie byłeś? - Martwiłam się o ciebie...
Usłyszała jak ojciec zaczyna się śmiać, bez cienia rozbawienia, co sprawiło, że po plecach przebiegł zimny dreszcz.
- Z kim ty się zadajesz gówniaro?! - krzyknął wstając gwałtownie, w wyniku czego przewrócił krzesło. - Co ty widzisz w tym...czymś z którym siedziałaś w parku? - powiedział z odrazą.
Wykrzywił twarz w potwornym grymasie i zaczął wrzeszczeć.
- Tyle ci dałem! Tyle czasu poświęciłem! A ty w zamian za to wszystko szlajasz się z jakimiś...brudasami! -
Gdy usłyszała te słowa, poczuła jak gorąca wściekłość rozlewa się po jej żyłach. Gdy dotarła do mózgu, Hildie nie wytrzymała i wykrzyczała ojcu prosto w twarz.
- Nie dałeś mi niczego co byłoby mi niezbędne do życia! Brzydzę się tobą! Nigdy się mną nie interesowałeś i miałeś gdzieś co robię ze swoim życiem. Dopiero teraz gdy jestem szczęśliwa chcesz mi to zniszczyć! Jak możesz być takim draniem?! - wykrzyczała i poczuła jak po jej policzkach płyną gorące łzy.
Zobaczyła jak ojciec chwiejąc się, chwyta przewrócone krzesło i unosi je nad głowę. Gdy zamachnął się i zrobił niebezpieczny krok do przodu mebel przeciążył jego pijane ciało i umysł, a mężczyzna przewrócił się do tyłu i upadł na stół, który połamał się z hukiem.
Wszystko to działo się zbyt szybko. Nie zdążyła się poruszyć sparaliżowana strachem. Patrzyła na bezwładnie leżące ciało na ruinach stołu. Trzęsły się jej dłonie, gdy przytknęła jedną z nich do ust. Oddychała płytko, dużo szybciej niż powinna. Opadła na kolana, a następnie przywarła plecami do szafki. Nagle otrzeźwiała i wyciągnęła telefon z kieszeni.
- Brian.. - jęknęła łamiącym się głosem. - Brian przyjdź do mnie, proszę.. mój ojciec..on.. ja nie wiem co mam zrobić.. - przerwał jej wyraźnie przestraszony.
- Hildie co się dzieje?? Czy on coś ci zrobił? -
- Brian on się nie rusza! - krzyknęła.
- Broom posłuchaj mnie! - powiedział stanowczym głosem i szybko wyszedł z domu. - Musisz sprawdzić czy ojciec jest przytomny. Zrób to w tym momencie! I nie rozłączaj się.
Dziewczyna pokiwała głową i podczołgała się do mężczyzny. Złapała go za rękę i potrząsnęła nią.
- Tato... - jęknęła. - Tato słyszysz mnie? - zapytała zalewając się łzami. - Brian..on nie reaguje! - zwróciła się do słuchawki.
- Jasna cholera! Broom rozłączam się i dzwonię po pogotowie. Zostań tam gdzie jesteś, a ja zaraz będę.
Usłyszała ciągły sygnał w słuchawce. Odłożyła telefon na podłogę i skuliła się wrzeszcząc bezradnie.
Kolejne momenty docierały do niej, tak jakby w zwolnionym tempie. Widziała jak podbiega do niej Brian i bierze ją w ramiona. Za nim wbiegło kilka podobnie ubranych osób i zajęli się ojcem. Słyszała tylko strzępki wypowiedzi.
- Wstrząs zalecany. - powiedział mechaniczny głos.
A potem te kojące słowa, wypowiadał ten sam miękki głos.
- Cii.. skarbie. Jestem przy tobie..

10 dni później...
Broomhilda wyglądała inaczej. Zniknęły wszystkie kolczyki, niebieska grzywka i cały irokez. Makijaż ograniczał się do podkładu maskującego podkrążone oczy. Ubrana była w czarną sukienkę, którą kilkanaście dni temu dostała w prezencie od ojca. Nie liczyła na to, że jako pierwszy raz, założy ją na tak wielką okazję. Na jego pogrzeb...
Na cmentarzu, nie było tłumów. Wręcz przeciwnie, kilkoro sąsiadów, znajomi, ksiądz, Hildie i Brian. Większość trzymała się na uboczu i modliła w zadumie. Najbliżej grobu stała Broom, a zaraz obok niej Brian w garniturze. Na marmurowej płycie, widniał skromy złoty napis. Dziewczyna pochyliła się i położyła obok niego białą różę. Symbol wspaniałego uczucia.
Popatrzyła na kwiat i wyszeptała.
- Nie byłeś złym człowiekiem...a ja bardzo cię kochałam.
Następnie spojrzała na Briana i kiwnęła głową. Bez słowa ruszył za nią i wyrównali swój krok, na wysypanej białymi kamykami dróżce prowadzącej do dużej cmentarnej bramy. Nagle dziewczyna zatrzymała się i złapała Briana za rękę.
- Brian, chcę zacząć od nowa. To przejście przez tą bramę..to ma być znak. Chcę zostawić to wszystko w tyle..i iść naprzód. -
Widział zmęczenie w jej oczach.
- Bądź ze mną. - powiedział nagle. - Chciałbym się, tobą zaopiekować. Sprawić, że będziesz szczęśliwa. Widzieć jak się uśmiechasz i móc...po prostu przy tobie być.
- Brian ty chcesz?... - zapytała oszołomiona.
- Tak! Bardzo tego chcę.  - wziął jej twarz w dłonie i przytknął swoje czoło do jej czoła. - Nawet nie wiesz jak bardzo tego chcę...
Pocałował ją delikatnie w usta, oplatając dłońmi jej szczupłą talię.  Po chwili oderwali się od siebie i złapali za ręce. Lżejszym krokiem przeszli przez cmentarną bramę...




sobota, 25 stycznia 2014

4.

No więc dzisiejszy odcinek...jest marny i krótki :D A to chyba najgorsze połączenie. Ale jako, że jest odcinkiem przedostatnim, to uznałam że może być gówniany.
Odcinek ostatni, pojawi się wkrótce...

Broomhilda nie odzywała się do ojca. Mijała go obojętnie, a on nie był jej dłużny. Do szkoły chodziła struta i poddenerwowana. Liczyła na to, że wszystko rozejdzie się po kościach wraz ze zniknięciem opuchlizny. Nie chciała, żeby Brian widział ją w takim stanie. Było dla niej katorgą ciągłe omijanie go, uciekanie jak najszybciej ze szkoły czy nie odpisywanie na jego wiadomości. Od początku myślała, że będzie to tylko przelotna znajomość. Ale nie mogła pomylić się bardziej.
Wyszła ze szkoły szybkim krokiem, nie oglądając się na boki. Zostawiała innych w tyle i zaczęła zwalniać. Przeszła przez bramę, ale zatrzymała się gwałtownie gdy zobaczyła Briana opartego niedbale o murek.
- Rozglądać się. Zanotowane! - pomyślała zła na siebie za swoją niedbałość o szczegóły.
Chłopak podszedł do niej, a ona dostrzegła emocje malujące się na jego twarzy. Był zły, smutny, zdenerwowany i zdziwiony. Wszystko to mieszało się tworząc typową minę dla zawiedzionego mężczyzny.
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał z wyrzutem.
Rozejrzała się skrępowana na boki i powiedziała cicho:
- Nie nazwałabym tego unikaniem...potrzebuję czasu. - spojrzała na niego spod pomalowanych rzęs.
Zaśmiał się kpiąco, a jego wyraz twarzy znów się zmienił. Wyglądał jakby był ze stali. Tym razem na jego twarzy nie malowało się nic. Jakby był pozbawiony uczuć.
- Muszę już iść.. - powiedziała cicho i szybko go wyminęła.
Odwrócił się i patrzył tęsknie na oddalającą się sylwetkę dziewczyny. Przełknął ślinę, zacisnął wargi i poszedł w odwrotną stronę.

Spotkanie Briana wytrąciło ją kompletnie z równowagi. Znów zachwiało się jej poczucie bezpieczeństwa. Cały mur, który budowała latami zaczął się walić. A to wszystko za sprawą jednego roześmianego chłopaka.
- Niech to szlag! - zawołała otwierając z impetem drzwi.
W domu nie było ojca, a ona zamierzała posprzątać. Chciała przygotować kolację, bo oczekiwała przeprosin i wyjaśnienia. Znała ojca na tyle dobrze, że wiedziała iż po odpowiedniej zachęcie, wydusi z siebie wszystko. Nawet przeprosiny, które nigdy nie chciały przejść mu gładko przez gardło.
Sprzątnęła prawie wszystkie pomieszczenia w domu. W międzyczasie dostała kilka wiadomości od Briana, na które nie wiedziała jak odpowiedzieć. Chciał się spotkać, prosił ją o wyjaśnienie i przepraszał za coś co mógłby zrobić źle. Była bardzo zła na siebie za to, że nie wyjaśniła mu o co tak naprawdę chodzi. Usłyszała otwieranie drzwi. Postawiła na stole dwa talerze, położyła sztućce i usiadła na krześle przy stole. Ojciec wszedł powoli do kuchni i powiedział niepewnie:
- Dzień dobry... - w dłoniach kurczowo ściskał jakąś papierową torbę, którą położył na krześle na przeciwko córki. - Słoneczko...chciałem cię przeprosić, nie powinno się to zdarzyć i przyznaję, że zawaliłem. Jesteś jedyną osobą na świecie, którą kocham i...wybacz mi. -
Dziewczyna spojrzała na ojca łagodnie i powiedziała:
- Wybaczam ci. - uśmiechnęła się lekko. - Ale obiecaj mi, że przestaniesz pić. Zmień się tato.
- Obiecuję córciu. I mam coś dla ciebie. - uśmiechnął się szeroko i sięgnął do papierowej torby leżącej na krześle. Podał ją Hildie i czekał na jej reakcję.
Dziewczyna otworzyła torbę i wyjęła z niej czarną sukienkę z koronkowymi rękawami. Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na ojca. Widać było, że takiej reakcji oczekiwał. Odłożyła prezent na krzesło i przytuliła się do mężczyzny.  Bez zbędnych słów zasiedli za stołem i zaczęli jeść.
Cały obiad minął im niesamowicie przyjemnie. Hildie czuła, że odzyskuje ojca i kontakt między nimi. Było to motywujące. Zyskała nawet odwagę do powiedzenia Brianowi prawdy. I postanowiła, że do niego zadzwoni. Po skończonym posiłku przebrała się i pobiegła do drzwi.
- Tato wychodzę do parku. - powiedziała do ojca i nie czekając na jego odpowiedź, wybiegła z domu.
Szybkim krokiem wyszła z posesji i gdy minęła kilka domów, zatrzymała się i wyjęła telefon. Wybrała numer Briana i oddychając głęboko, nacisnęła zieloną słuchawkę. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Halo? -  zapytał lekko poddenerwowany.
- Hej. Możemy się spotkać w parku przy fontannie? - powiedziała z nadzieją, że wie o jakie miejsce jej chodzi.
- Jasne. Zaraz będę. - po tych słowach się rozłączył.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i ruszyła w stronę parku.

Park był niewielki. Tworzyło go mnóstwo wysokich drzew i wąskie ścieżki pomiędzy nimi. W samym jego środku stała duża fontanna, a wokół niej ławki. Na jednej z nich siedziała ona. Miała na sobie obcisłe czarne spodnie, skórzaną czarną kurtkę i trampki. Spod rozpiętej kurtki wystawała niebieska bluzka. Obowiązkowo postawione włosy i mocny makijaż, który było widać nawet z dużej odległości. Miała niesamowitą urodę, przez co, nie dało się przejść obok niej obojętnie. Bystre szaro-niebieskie oczy sprawiały, że miała hardy wyraz twarzy. Była piękna.
Podszedł do ławki i usiadł obok. Odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się przepraszająco. Trwali w milczeniu przez kilka minut, aż w końcu  chłopak nie wytrzymał i powiedział:
- Możesz mi w końcu wyjaśnić, co się dzieje?? - spojrzał na nią z wyrzutem.
Patrzyła teraz na swoje dłonie, które splecione leżały na udach. W końcu spojrzała na niego i powiedziała:
- Czas najwyższy, byś dowiedział się dlaczego taka jestem...

Ciąg dalszy, nastąpi.

niedziela, 19 stycznia 2014

3.

Przepraszam za długą nieobecność. I niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mam nadzieję, że nie będziecie bić..chociażby z uwagi na to, że kończę dzisiaj te czternaście lichych wiosenek. Chcę podziękować wszystkim za to, że są i czytają moje nędzne wypociny.
Tradycyjnie - Daisy i Nika. Dziękuję za wsparcie i pomoc.
PS: Koniu miej ten swój chleb kukurydziany!
I jeszcze dla Patki, za to, że czekałaś!! :D


Broomhilda po skończeniu lekcji pobiegła do biblioteki. Dzień jak co dzień. Szkoła, Bandyta, praca, dom i tak w kółko. Ale ostatnio do tego łańcuszka doszło jedno ogniwo. Brian. Widywała się z nim coraz częściej. Przyzwyczajała się do niego jak do słuchania muzyki. I tak samo był jej niezbędny. Przy nim nie miała czasu zamartwiać się swoim życiem. Zarażał ją swoim pozytywnym byciem, uśmiechem, żartami i wszystkim co się z nim łączy. Przyłapywała się na tym, że wciąż o nim myślała, ale...podobało jej się to.
Wizyta w bibliotece zajęła jej około 10 minut. Wyszła z budynku i zaczęła iść w stronę szpitala, gdy usłyszała, że ktoś woła jej imię. Spojrzała do tyłu i zobaczyła Briana. Pomachała do niego i uśmiechnęła się cwaniacko. Po chwili dobiegł do niej i powiedział lekko zdziwiony:
- Mówiłaś, że idziesz prosto do domu..
- Zmieniłam plany. - uśmiechnęła się szeroko. - Idę odwiedzić mojego przyjaciela.
- To może spotkamy się później? Napiszesz gdy będziesz wolna. - widząc jej wyraz twarzy, przewrócił oczami i dodał - Dałem ci mój numer ostatnio.
- Aa...no tak - roześmiała się - Chcesz pójść ze mną do Bandyty?
- Dobra. - wzruszył ramionami uśmiechając się.
Przez resztę drogi milczeli, ale nie było w tym nic peszącego. Czuli się swobodnie gdy rozmawiali i gdy nie mówili nic. Wchodząc do szpitala otworzył jej drzwi, na co ona zareagowała szerokim uśmiechem. Mijali kolejne sale, aż w końcu doszli do sali Bandyty. Dziewczyna delikatnie zapukała i słysząc głos przyjaciela weszła do środka dając znak Brianowi by wszedł razem z nią.
- Hej Bandyta. - uśmiechnęła się na widok opierającego się o parapet chłopaka. - Widzę, że już lepiej.
- Część słoneczko. - odpowiedział siadając na łóżku i wyciągając do niej ręce. Dziewczyna szybkim krokiem podeszła do niego i przytuliła go mocno. Następnie pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się zachęcająco do stojącego obok drzwi Briana. Jak na zawołanie podszedł i wyciągnął rękę mówiąc:
- Brian. - uśmiechnął się. - Miło mi poznać.
- Mnie również. - odwzajemnił uścisk patrząc mu głęboko w oczy. - Bandyta.
Po chwili puścili swoje dłonie i spojrzeli na Hildie. Dziewczyna uniosła brwi i usiadła na krześle obok łóżka. Brian cofnął się pół kroku i stanął po lewej stronie Broom. Bandyta położył się na łóżku i założył ręce za głowę. Uśmiechnął się do dziewczyny porozumiewawczo.
- Mur się wali skarbie. - puścił jej oczko. - A ty nad tym nie panujesz.
Już otworzyła usta by coś powiedzieć, ale nie wydobyło się z niej żadne słowo. Zarumieniła się lekko i spojrzała na Briana. Odwzajemnił spojrzenie i powiedział:
- Nie martw się, ja też nic nie rozumiem. - uśmiechnął się szeroko. Dziewczyna zaśmiała się, a Bandyta jej zawtórował. Potem rozmowa toczyła się gładko. Moment wstydu i niepewności minął. Brian i Bandyta się rozkręcili i zabawiali Hildie. I to było w tej dwójce najlepsze, zawsze potrafili ją rozbawić i zmienić jej myśli. Czuła się przy nich doskonale. Ale wszystko mogło się rozmyć w jednej chwili jak sen. Napawało ją to lekiem. Z jej rozmyślań wyrwał ją głos Briana.
- Hildie jest już późnawo...nie będziesz mieć jakichś problemów?
- Mam nadzieję, że nie. - odpowiedziała wstając z krzesła i zakładając skórzaną kurtkę.
Brian pożegnał się z Bandytą i wyszedł na korytarz dając im chwilę na pożegnanie. Broom przytuliła się do przyjaciela, a on wyszeptał jej prosto do ucha.
- Mała...możesz mu zaufać. - po tym uśmiechnęli się do siebie, a dziewczyna wyszła z pomieszczenia. Dołączyła do Briana i razem opuścili szpital. Gdy stali przed budynkiem zaczął padać deszcz.
- Nie chcę iść jeszcze do domu... - uśmiechnęła się lekko do niego. - Deszcz będzie moją wymówką.
Pokiwał tylko głową i otoczył ją ramieniem mówiąc:
- Zaprowadzę cię do mojej babci.
Nie odpowiedziała. Była zaskoczona jego gestem, z uwagi na to, że nikt oprócz Bandyty nie był tak...wylewny w stosunku do niej. Reszta drogi minęła im w ciszy. Obydwoje szli uśmiechnięci, a deszcz moczył ich ciała. Po około 15 minutach zrobiło się całkiem ciemno, a deszcz padał tak samo intensywnie. Wreszcie Brian zatrzymał się. Stali przed starą kamienicą ze zdobionymi obwódkami wokół okien. Spojrzał na nią i zapytał:
- Wchodzimy?
- No chyba nie będziemy tak stać na deszczu? - odpowiedziała sarkastycznie.
- Zapytałem profilaktycznie.. - uśmiechnął się szeroko.
Weszli do budynku i udali się na drugie piętro. Stali przed drzwiami mieszkania babci Briana. Chłopak nacisnął dzwonek i wytarł rękawem mokrą twarz. Po chwili usłyszeli kroki i zgrzyt zamka. Drzwi otworzyły się delikatnie i ujrzeli uśmiechniętą kobietę z krótkimi blond lokami.
- A kto to mnie odwiedza o tej porze? - powiedziała ciepło i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Cześć babciu! Nie będę cię przytulał bo jestem cały mokry. - odsunął się troszeczkę i wskazał na dziewczynę - To jest Hildie. Możemy u ciebie posiedzieć do momentu aż przestanie padać?
- Oczywiście, że tak! Wchodźcie d środka.
W domu było cudownie ciepło i przede wszystkim...sucho. Hildie zdjęła buty i mokrą kurtkę. Po chwili przyszła babcia Briana z ręcznikami i podała im je. Nie słuchając protestów Broomhildy, zabrała od niej mokre rzeczy i łapiąc za rękę poprowadziła do łazienki.
- Rozbierz się dziecko z tych mokrych ubrań.
- Eee...nie mam nic suchego. - uśmiechnęła się nieśmiało. Kobieta zareagowała na to szerokim uśmiechem i powiedziała:
- Nic nie szkodzi. Na razie załóż mój szlafrok, a ja za chwilę ci coś wykombinuję.
Kobieta opuściła łazienkę i zamknęła drzwi. Broom podeszła do umywalki i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Mokre włosy oklapły i przyklejały się jej do twarzy. Makijaż rozmazał się, a jego resztki zgromadziły się pod dolną warstwą rzęs. Delikatnie czarne smugi widać było na jej zaróżowionych policzkach. Odkręciła kran i dokładnie umyła twarz. Następnie wytarła ją w miękki brązowy ręcznik. Potem energicznie przetarła włosy i delikatnie przeczesała je palcami, patrząc w lustro. Usłyszała pukanie.
- Proszę.
Do łazienki zajrzała babcia i uśmiechając się podała dziewczynie ubrania. Hildie rozłożyła je i zobaczyła dużą czarną koszulkę i granatowe materiałowe dresy.
- Nosi pani dresy? - uśmiechnęła się szeroko.
- No pewnie! Dresy są bardzo wygodne. - kobieta zrobiła zabawną minę. - Ty się ubieraj, a ja idę przygotować coś do jedzenia.
Dziewczyna zdążyła tylko kiwnąć głową. Przebrała si, poprawiła niebieską grzywkę i wyszła z toalety. Przed drzwiami zobaczyła Briana w bardzo podobnym stroju do jej. Spojrzała na niego zaskoczona i uśmiechnęła się szeroko.
- Dziwny zbieg okoliczności... - wyminęła go i skierowała się do oświetlonego pomieszczenia, jakim z pewnością była kuchnia. Zajrzała do środka i zobaczyła babcię Briana przy kuchence.
- Mmm.. Jak ci ładnie w tych dresikach - uśmiechnęła się szeroko.
Hildie roześmiała się i zapytała:
- Może pani w czymś pomogę?
- Możesz rozstawić talerze. Są w szafce na górze na prawo od lodówki.
Dziewczyna przygotowała stół, a gdy skończyła usiadła na krześle. Przyglądała się radosnej kobiecie. W tym domu panowała niesamowita atmosfera. Całkowicie inna od tej jaka była w jej domu. Po chwili do kuchni wszedł Brian. Uśmiechnął się najpierw do Broom, a potem do babci. Zapytał delikatnie:
- Potrzebujesz pomocy?
- Nieee. Usiądź sobie grzecznie i zabawiaj koleżankę - uśmiechnęła się szeroko.
Pokręcił tylko głową śmiejąc się, ale posłusznie usiadł obok Broom i spojrzał na nią delikatnie.
- Nie przestaje padać. -
- Mówi się trudno, wrócę mokra. - wzruszyła ramionami.
- Zostaniemy na noc u babci. - uśmiechnął się.
- No ty może tak, ja nie będę robić kłopotu.
- A co to za kłopot dziecko? - babcia wtrąciła się do rozmowy. - Już postanowiliśmy za ciebie, że dzisiaj tu zanocujesz.
- Jeśli tylko to nie sprawia kłopotu... - zaczęła patrząc na uśmiechniętą babcię.
- Żaden kłopot Hildie. - powiedziała podchodząc do stołu, trzymając w rękach duży talerz z parującymi zapiekankami.
- To tak na szybko i wybaczcie, że tak ubogo, ale nie przewidziałam gości. - postawiła przed nimi talerz i usiadła przy stole. Brian popatrzył na Hildie zachęcająco. Dziewczyna wzięła jedną zapiekankę i położyła ją na swoim talerzu. Gdy upewniła się, że zaczynają jeść, powiedziała uśmiechając się.
- Smacznego. -
- Wzajemnie. - powiedzieli równocześnie Brian i jego babcia. Po czym uśmiechnęli się do siebie i spokojnie jedli. Zapiekanka była pyszna. Idealnie chrupiąca, a ser rozpływał się w ustach.
- Tak właściwie...to co my jemu babciu? - zapytał Brian.
- Zapiekanki z chleba kukurydzianego z szynką, serem i masłem czosnkowym.
Brian pokiwał głową i powiedział:
- Są pyszne. - uśmiechnął się.
Broomhilda pokiwała głową i uśmiechnęła się delikatnie do kobiety. Cała kolacja minęła im w bardzo przyjemnej atmosferze. Śmiali się opowiadając dziwne historie z życia. Zdążyli sprzątnąć po posiłku i zaczynali szykować miejsce do spania.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że będziecie spać w jednym pokoju? - zapytała babcia oblekając kołdrę. - Mój dom jest wyjątkowo mały, a ten pokój...przystosowany do użytku.
- Nie..nie przeszkadza mi to.
Broom uśmiechnęła się do kobiety i wróciła do swojego zajęcia. Po chwili ich spanie było gotowe. Ona miała spać na łóżku, a Brian na materacu obok. Zapaliła małą lampkę nocną i zgasiła główne światło. Usiadła na łóżku i czekała aż zwolni się łazienka. Po kilku minutach do pokoju wszedł Brian i uśmiechnął się do niej siadając na materacu. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i wyszła cicho z pokoju.
Brian zdjął spodnie i w samej koszulce i bokserkach położył się pod kołdrę. Po chwili do pokoju weszła Broom w samej koszulce, sięgającej jej połowy uda. Nie mógł przestać się na nią patrzeć, bo wyglądała uroczo. Zawstydziła się delikatnie i kładąc ubrania na plecak obok materaca wskoczyła szybko pod kołdrę. Położyła się na boku twarzą do niego. Uśmiechnął się cudownie i powiedział:
- Dobranoc. -
- Dobranoc - wyszeptała.
Zgasiła lampkę i usłyszała jak Brian wierci się na materacu. Przez długi czas wpatrywała się w ciemność nie mogąc zasnąć. Pokój był delikatnie oświetlony przez księżyc. Miała wrażenie, że mija kolejna bezsenna godzina. Zdobyła się na odwagę i zapytała cichutko:
- Mogę się koło ciebie położyć? - nie usłyszała odpowiedzi. Chłopak spał.
Dziewczyna podniosła się na jednej ręce, odchyliła kołdrę i usiadła na łóżku. Wzięła swoją poduszkę i dotykając po omacku materaca na którym spał Brian położyła ją koło jego głowy. Następnie odchyliła kołdrę i wślizgnęła się pod nią odwracając się do niego plecami. Miała bardzo mało miejsca, bo chłopak spał rozwalony na plecach. Nie było to przeszkodą, bo było to dla niej lepsze niż leżenie obok, a jednocześnie tak daleko od niego. Czas płynął, a ona wciąż nie mogła zasnąć. Nagle poczuła, że Brian odwraca się do niej i nieświadomie przytula do jej pleców, kładąc na nią prawą rękę i przygniatając jej nogi swoją. Chciało jej się śmiać. Ale powstrzymała się, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wtuliła się bardziej w Briana, czując jak jego oddech delikatnie muska jej głowę.
- Teraz chyba zasnę.. - pomyślała śmiejąc się w duchu.

Drzwi do pokoju lekko się uchyliły i do środka zajrzała babcia. Ujrzała Briana i Hildie, którzy spali wtuleni w siebie. Uśmiechnęła się do i przymknęła drzwi zmierzając do kuchni.
Pierwszy obudził się Brian i zobaczył, że śpi wtulony w Broom. Delikatnie zabrał nogę, a potem rękę. Usiadł obok niej i uśmiechnął się. Była tak mała, że nawet nie poczuł jak się koło niego kładzie. Wstał z materaca i szczelniej okrył ją kołdrą. Poszedł do łazienki, a w tym czasie Hildie obudziła się zobaczyła, że leży sama. W domu babci Briana. Na materacu Briana. Pod kołdrą Briana. A wcześniej wtulona w niego. Przetarła oczy i sięgnęła po telefon leżący na plecaku. Spojrzała na zegarek. 9.32 Wstała, założyła spodnie i wyszła z pokoju. Zajrzała do kuchni i przywitała się z kobietą. Następnie skierowała się do łazienki. Zapukała delikatnie i odsunęła się słysząc chrzęst zamka. W drzwiach ujrzała Briana. Wiedziała, że go tam zobaczy, a pomimo to nie wiedziała co mu powiedzieć. Całe szczęscie, on wiedział.
- Hej. -
- Cześć. - uśmiechnęła się nieśmiało i zarumieniła pod wpływem jego spojrzenia. Wyminęła go i weszła do łazienki. On bez słowa odsunął się i poszedł do kuchni.
Dziewczyna przemyła twarz, załatwiła potrzeby i przepłukała zęby miętowym płynem. Wyszła z łazienki po dziesięciu minutach.Skierowała się do kuchni i zobaczyła jak Brian pomaga babci przy śniadaniu. Obydwoje uśmiechnęli się do niej przyjaźnie, a ona nieśmiało usiadła za stołem. Śniadanie przebiegło im w ciszy i nikt nie próbował na siłę wciskać nudnego tematu. Po skończonym posiłku, babcia poprosiła ich o zrobienie zakupów. Postanowili, że pójdą od razu jak tylko się przebiorą.
Hildie założyła suche już ubrania, które miała na sobie wczoraj. Spakowała resztę swoich rzeczy do plecaka i wyszła na niewielki korytarz. Po chwili z kuchni wyszła babcia i Brian. Uśmiechnęli się do niej. Dziewczyna założyła buty i kurtkę. Następnie podeszła do kobiety i powiedziała:
- Bardzo pani dziękuję za to, że mogłam tu zostać.
- Nie masz za co Hildie. Było mi bardzo miło. - po tych słowach przytuliła dziewczynę.
Była zaskoczona gestem kobiety. Ale szybko opanowała zdziwienie i odwzajemniła uścisk. Potem odsunęła się w stronę drzwi i czekała, aż Brian się pożegna. Po chwili wyszli z mieszkania. Panowała bardzo gęsta atmosfera. Ale żadne z nich nie odezwało się ani jednym słowem, bo nie wiedzieli jak powinni się zachować. Trwali w milczeniu do momentu aż dziewczyna nie wytrzymała.
- Słuchaj Brian, przepraszam cię... To był impuls. - zapatrzyła się nagle w swoje buty.
Chłopak zatrzymał się i stanął przed nią.
- To raczej ja powinienem przeprosić za to, że się nie odzywałem. - uśmiechnął się, a ona na niego spojrzała.
- Daj spokój. To było głupie z mojej strony.... -
- Dlaczego? Dla mnie to było...cudowne. - uśmiechnął się szeroko, na co ona zareagowała wybuchem śmiechu.
- No...ja w sumie też nie narzekam. - zarumieniła się lekko. - Ale muszę ci powiedzieć, że masz ciężką nogę.
- Było mnie obudzić. - zaczął iść uśmiechając się wciąż do niej.
- Wytrzymałam. A teraz chodź zrobić te zakupy.
Weszli do sklepu i spędzili w nim pół godziny. Dla tej dwójki zakupy nie były ulubionym zajęciem. Dlatego, chcieli się uwinąć jak najszybciej. Po nabyciu wszystkich produktów zapisanych na liście, zanieśli je do babci. Stojąc przed budynkiem kamienicy Brian zwrócił się do dziewczyny:
- Chcesz pójść ze mną na próbę mojego zespołu?
- Pewnie, że chcę!
- W takim razie chodźmy.
Idąc, prowadzili luźną rozmowę na temat książek i muzyki. Gdy po dziesięciu minutach znaleźli się przed domem Matta usłyszeli głośne śmiech z otwartego garażu. Weszli do środka i od razu rzucił się im na powitanie Rev.
- Cześć robaczki!! - zaśmiał się z miny Broom.
Dziewczyna wystawiła do niego rękę, ale on wyciągnął swoje długie ręce i przytulił ją mocno. Zaczęła się śmiać. Potem każdy z chłopaków podszedł do niej i przytulając ją witał się. Gdy wszyscy się już uspokoili zaczęli stroić sprzęt. Hildie znalazła krzesło i postawiła je tak by widzieć co robią, ale żeby im nie przeszkadzać. Po chwili zaczęli grać. Zaskoczyło ją ich skupienie i to jak bardzo byli zaangażowani. Każdy z nich miał swoje partie, które perfekcyjnie wygrywał. Oczywiście nie obyło się bez drobnych błędów na, które każdy z nich reagował siarczystymi przekleństwami. Po dwóch godzinach z krótką przerwą Matt zarządził koniec próby.
- Zawaliście nam szło, więc możemy już skończyć.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, ponieważ nie było to lekkie zadanie.
- Idziemy na piwo?? - dopytywał się Rev.
- To ja do was dołączę później. Chcę odprowadzić Hildie. -
Dziewczyna uniosła jedną brew i zaczęła mówić.
- Wcale nie musisz iść.... - 
- Ale chcę. - uciął ją w połowie zdania po czym uśmiechnął się do niej szeroko, a następnie wyszczerzył do kumpli. W odpowiedzi pokręcili głową z rozbawieniem i pomachali im na pożegnanie.
Kolejny raz szli w milczeniu, rozglądając się na boki i ukradkiem patrząc na siebie. W końcu chłopak zatrzymał się i zapytał:
- Dlaczego milczysz?
- Za dużo wrażeń jak na jeden dzień?... - odwróciła się i zaczęła iść w momencie gdy on chciał ją objąć. Zwyczajnie mu się wymknęła, chociaż sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Przecież jeszcze niedawno spali wtuleni w siebie. Znów zaczynała się zastanawiać.
- Przepraszam Brian...po prostu jestem zmęczona. -
Jak widać nie miał jej za złe uciekania od niego. Zareagował uśmiechem i zaczął iść, blisko niej.
- Jak ci się podoba nasz zespół? -  zapytał cicho gdy stali pod jej domem.
- Jesteście świetni! Powiem szczerze...podobacie mi się. - zaśmiała się. - Przepraszam Brian, ale muszę już iść.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się jutro. - po tych słowach przytulił ją delikatnie.
Przez ułamek sekundy, chciała mu się wyrwać, ale jednak odwzajemniła nieśmiało uścisk. Po chwili oderwali się od siebie, a ona speszona pobiegła do domu. Zadowolony z siebie ruszył w stronę klubu.

Dziewczyna wchodząc do środka usłyszała hałas dochodzący z głębi mieszkania. Zostawiła plecak przy schodach i weszła do salonu.
- Cześć tato. - powiedziała ostrożnie widząc jak ojciec chwiejnie wstaje z kanapy.
- Dzie żeś była całą noc?? - zawołał do niej z charakterystycznym pijackim bełkotem.
Hildie powoli wycofywała się w stronę kuchni. Czuła jak serce zaczyna jej mocniej bić.
- Tato..padał deszcz i nie miałam wyjścia prze... - nie mogła dokończyć, ponieważ upadła na ziemię obalona mocnym uderzeniem w twarz. Nie zdążyła nawet krzyknąć, bo wszystko stało się tak szybko.
- Pieprzysz! - krzyknął rozcierając pięść. Potem odwrócił się i jak zwykle wyszedł z domu.
Czuła piekący ból w prawym oku i nie mogła go do końca otworzyć. Podniosła się na drżących nogach i chwiejąc się pobiegła do łazienki. Spojrzała do lustra i zobaczyła, że skóra pod okiem i wokół niego jest czerwona, a gdzieniegdzie zaczyna sinieć. Wróciła do kuchni i wyciągnęła lód z zamrażarki. Przyłożyła go do oka, po czym pobiegła do pokoju i kładąc się na łóżku zaczęła płakać. Po chwili zasnęła z twarzą mokrą od wody i łez.




sobota, 11 stycznia 2014

2.

Przepraszam za długą nieobecność. Jest mi bardzo miło, że ten pierwszy odcinek został tak ciepło przyjęty!! Sprawiło mi to tak niewyobrażalną radość, że jeszcze bardziej chcę pisać. Obiecuję, że w kolejnym odcinku będzie działo się więcej. Ten ma być "zarysem"  całości.
Dziękuję Nice, Daisyemu i Kill w szczególności :)
A całej reszcie za cudowne komentarze i obecność!! 

Ze snu wyrwał ją denerwujący dźwięk budzika. Spojrzała na elektroniczny zegarek. 6.03 Odkryła kołdrę i usiadła na łóżku ze stopami na podłodze. W pokoju było cicho i chłodno. Wstała, podeszła do okna i zamknęła je. Nie zapalając światła poszła do łazienki. Po piętnastu minutach wyszła odświeżona i w połowie gotowa do wyjścia. Wchodząc do pokoju zapaliła światło i zaczęła się ubierać. Zabrała plecak, klucze i telefon. Następnie wyszła z pokoju gasząc światło. Przechodząc obok sypialni ojca, zamknęła cicho drzwi. Przygotowała drugie śniadanie i schowała je do plecaka. Założyła trampki i kurtkę. Następnie wyszła z domu zamykając drzwi na klucz. Zmierzała w kierunku dużej biblioteki, nieopodal szkoły. Wbiegła po schodach i otworzyła przeszklone drzwi.
- Dzień dobry! - powiedziała uśmiechając się lekko do bibliotekarki.
- Nigdy się nie przyzwyczaję, że tak wcześnie tu przychodzisz dziecko. - uśmiechnęła się do niej szeroko.
Odpowiedziała jej szerokim uśmiechem i przekręceniem głowy. Następnie podała jej kartkę z zapisanymi tytułami książek. Kobieta bez słowa wyszła zza biurka i zniknęła za regałami pełnymi książek. Po chwili wróciła niosąc dwa grube tomiszcza. Broom podała jej kartę biblioteczną i spakowała książki do plecaka.
- Dziękuję bardzo. - powiedziała z uśmiechem - Miłego dnia.
- Do widzenia. - odpowiedziała bibliotekarka i wróciła do pracy.
Hildie wyszła z budynku i spojrzała na zegarek.
- Dobra, mam jeszcze trochę czasu. - pomyślała i poszła do szpitala.
Był to budynek duży i poniekąd "cieplejszy" niż wszystkie szpitale jakie do tej pory odwiedzała. Może chodzi o okoliczności i osoby do których przychodziła. Zamierzała spotkać się ze swoim przyjacielem. Odwiedzała go co kilka dni i przynosiła mu książki. Mówiła na niego Bandyta. Był jedyną osobą której ufała. Mówiła mu o wszystkim i była pewna, że on zawsze jej pomoże. Wiedział o jej problemach, a ona o jego. Idealna przyjaźń, bez zazdrości i zawiści. Za to, tak bardzo go kochała.
Weszła do windy i nacisnęła przycisk z numerem 5. Przejrzała się w lusterku i poprawiła włosy. Dźwięk z windy zasygnalizował, że znajduje się na odpowiednim piętrze. Wyszła z windy i skręciła w lewo. Idąc przed siebie przywitała uśmiechem pielęgniarki. Stanęła przed drzwiami sali przyjaciela. Weszła do środka i usłyszała niski głos Bandyty.
- Cześć Broom. - powiedział szczerząc się do niej.
- Hej Bandyta. - podeszła do jego łóżka i przytuliła go delikatnie.
- Naprawdę musimy spotykać się tak rano? - zaczął marudzić. - Pielęgniarki mówią, że powinienem się wysypiać.
- To nie czytaj do rana. - uśmiechnęła się kpiąco - Mam dla ciebie książki.
Zrobił rozmarzoną minę i wziął od niej plecak. Zajrzał do środka i wyjął dwie książki.
- Dziękuję bardzo. - powiedział słodko. Potem przyciągnął jej głowę do siebie i pocałował ją mocno w policzek. Skrzywiła się, a on się roześmiał.
- No, to mów słoneczko co u ciebie.
- Wiesz jak jest to po co pytasz? - uśmiechnęła się.
- Liczę na to, że coś się zmieniło.
- Niestety nie. Chociaż...poznałam kogoś. - zrobiła tajemniczą minkę.
- Kogo?? - wymownie poruszał brwiami.
- Kolegę. Ma na imię Brian.
- Mała, pamiętasz co ci mówiłem o ludziach. Nikomu nie ufaj! - powiedział akcentując każde słowo.
- Pamiętam! Tylko, że to jest tak jakby co innego. - skrzywiła się gdy zobaczyła jego posiniaczoną rękę. -Bardzo boli?
- Nie tak bardzo. - uśmiechnął się promiennie. - Wydobrzeję.
Miesiąc temu Bandyta został brutalnie pobity. Do tej pory leżał w szpitalu i powoli dochodził do siebie.
- Musisz do mnie przyprowadzić tego gościa. Chętnie poznam kogoś kto mógłby zawrócić mojej Broom w głowie- pokazał jej język.
- Wcale nie! - obruszyła się. - To tylko kolega...Muszę iść, bo się spóźnię do szkoły.
- Ej Hildie, wiesz, że żartowałem. - uśmiechnął się przepraszająco.
- Wiem Bandyta, po prostu muszę iść. - powiedziała i pocałowała go w czoło. Wychodząc pomachała mu jeszcze. Minęła windę i zeszła schodami. Po chwili była przed budynkiem. Oddalając się stopniowo, poszła do szkoły.

Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Nie umiała się na niczym skupić i doskwierała jej nuda. Myślała o ojcu, o Bandycie o Brianie... Było ta dla niej dziwne. Dlaczego akurat o nim? Jedno nie dawało jej spokoju. Chciała go poznać...
Zadzwonił dzwonek. Dziewczyna spakowała książki i zarzucając plecak na ramię wyszła z klasy. Szła przez korytarz w kierunku swojej szafki. Otworzyła ją, założyła kurtkę, wrzuciła kilka książek i zamknęła drzwiczki. Odwróciła się i szła w stronę wyjścia. Usłyszała, że ktoś woła jej imię. Spojrzała do tyłu jakby w zwolnionym tempie. Biegł za nią Brian z szerokim uśmiechem.
- Boże, czy ten koleś kiedykolwiek był smutny? - zapytała siebie w myślach.
- Cześć! - powiedział gdy dobiegł do niej. - Skończyłaś już lekcje?
- Hej. - odpowiedziała - Skończyłam.
- To chciałabyś może wyjść gdzieś ze mną? - zapytał z nadzieją.
Nie ma tak lekko. pomyślała.
- Dzisiaj niestety nie mogę. - powiedziała uśmiechając się perfidnie.
Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Posmutniał... Nagle zrobiło jej się przykro, bo widać, że mu zależało.
- Przepraszam, ale spieszę się do pracy. - uśmiechnęła się i zniknęła w tłumie.
Tymczasem on stał w tym samym miejscu i patrzył za nią tęsknie. Podszedł do niego Jimmy i poklepał go po plecach.
- Dobrze będzie, Bri. - puścił do niego oko.
- Ale, ona mnie olewa! - jęczał chłopak.
- Może rzeczywiście jest zajęta? - zapytał protekcjonalnie Matt, który właśnie doszedł z resztą paczki.
- Taaa...może. - mlasnął językiem Brian - Chodźmy tę na próbę.

Hildie wybiegła ze szkoły w kierunku restauracji w której pracowała. Wolała się nie oglądać za siebie, bo mogłaby go zobaczyć. Było jej głupio, że mu odmówiła. Ale tym razem nie mogła. Pracowała dwa razy w tygodniu, by choć trochę dorobić. Ojciec nie dawał jej zbyt wiele pieniędzy. Zazwyczaj łapała się jakichś dorywczych prac, wyprowadzała psy starszych ludzi czy roznosiła ulotki. Radziła sobie, bo nie miała innego wyjścia.
W restauracji był wyjątkowo mały ruch, więc w przerwach pomiędzy obsługiwaniem klientów odrabiała lekcje. Skończyła swoją zmianę o 18. Wyszła z restauracji, zrobiła zakupy i poszła do domu przygotować kolację dla siebie i ojca. Weszła do domu, zdjęła buty i kurtkę, a następnie przebrała się. Przez dwadzieścia minut przygotowywała posiłek. Gdy wszystko było gotowe, przełożyła porcje na talerze. Usłyszała otwierane drzwi i domyśliła się, że wrócił ojciec.
- Cześć tatku! - zawołała - Chodź, do kuchni, bo przygotowałam kolację.
Po chwili ojciec wszedł do pomieszczenia powolnym krokiem. Dziewczyna podeszła do niego i chciała go przytulic, gdy on nagle odepchnął ją od siebie mocno. Przewróciła się na podłogę i przestraszona patrzyła na ojca. Mężczyzna, spojrzał na córkę, potem na przygotowane jedzenie i bez słowa odwrócił się, a po chwili wyszedł z domu.

Wydarzenia dnia wczorajszego, odcisnęły na Hildie piętno. Potrzebowała rozmowy i chwili uwagi.
Postanowiła, że po lekcjach spotka się z Brianem, a przynajmniej poprosi go o spotkanie. Lekcje powoli mijały, a jej dziwne uczucia w stosunku do ojca narastały. Wciąż czuła coś w rodzaju strachu. Ojciec nie był w stosunku do niej agresywny. Wręcz przeciwnie. Gdy był pijany, stawał się milszy niż normalnie. Nie wiedziała co nim kierowało i po prostu się martwiła.

Dziewczyna skończyła zajęcia i stała obok wyjścia ze szkoły. Przewinęło się przez nie wielu ludzi, ale Briana wśród nich nie było. Po kilku minutach dostrzegła znajomą twarz. Jak zwykle uśmiechniętą.
- Zaraźliwy człowiek - pomyślała odwzajemniając lekko uśmiech.
- Hej. - powiedziała - Jeśli masz dzisiaj czas to...jestem wolna i bardzo chętnie się spotkam. - wykrztusiła jednym tchem i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Bardzo chętnie. - wyszczerzył się - W takim razie zapraszam cię na herbatę.
- Okay. - powiedziała schodząc ze schodów.
Zdziwiony poszedł za nią bez zbędnych słów. Przez cały dziedziniec szli w milczeniu. Czuli się trochę nieswojo, ale chłopak pierwszy postanowił przebić się przez tą barierę. 
- A więc...co u ciebie? - zapytał nieśmiało. W odpowiedzi dziewczyna roześmiała się. Popatrzył na nią dziwnie i czekał na wyjaśnienia.
- Porozmawiamy jak gdzieś usiądziemy. - uśmiechnęła się lekko. Po chwili weszli do małej kawiarni, zajęli stolik w kącie i zamówili po herbacie.
- Teraz możemy rozmawiać. - powiedziała dziewczyna uśmiechając się szeroko. Do ich stolika podeszła kelnerka i postawiła dwa duże kubki z herbatą.
- Gdzie pracujesz? - zapytał Brian upijając łyk.
- Jestem kelnerką w małej restauracji, w której jest mały ruch. - uśmiechnęła się delikatnie. - Może powiesz mi coś o sobie?
W tej chwili ich rozmowa zaczęła się rozkręcać. Dogadywali się. Ba! Oni się doskonale rozumieli. Było to o tyle dziwne, że łaknęli swojego towarzystwa. Broom czuła się przy nim...bezpiecznie. A on nie wstydził się być przy niej sobą.
Hildie zaśmiewała się tego wieczoru prawie do łez. Zupełnie zapomniała o nieprzyjemnościach i była mu za to bardzo wdzięczna.
- Ale się ładnie śmiejesz. - powiedział uśmiechając się uroczo.
- Przestań. Nienawidzę swojego śmiechu! - wykrztusiła uśmiechając się szeroko.
- Ja uważam, że jest rozkoszny.
- Rozkoszne mogą być małe pieski, a mój śmiech jest odrażający.
- Jest piękny, tak samo jak twój uśmiech.
Brian posłał jej taki uśmiech, że aż odwróciła wzrok zarumieniona . Potem popatrzyła na zegarek i chcąc zmienić temat powiedziała:
- Chyba muszę się zbierać do domu. 
- Rzeczywiście, już późno. - zaczął zbierać swoje rzeczy. Wyjął portfel i zapłacił kelnerce za siebie i Hildie.
- Eeee...nie trzeba było... - wykrztusiła zdziwiona patrząc za odchodzącą kelnerką. Potem spojrzała na chłopaka który uśmiechał się lekko.
- To tylko herbata, tak poza tym, to ja cię tu wyciągnąłem. - puścił do niej oko.
- To żadna zasada. - powiedziała z zabawnym przekonaniem. Odpowiedział jej szerokim uśmiechem i po chwili wyszli z kawiarni. Chłopak odprowadził ją do domu i przez całą drogę rozbawiał. Gdy stanęli przed jej posesją powiedziała cichutko:
- To był bardzo przyjemny dzień. Dziękuję ci. - po tych słowach odwróciła się i przebiegła przez bramkę.
- Dobrej nocy! - zawołał za nią, wyraźnie rozczarowany.
Dziewczyna weszła do domu, zdjęła buty i kurtkę. Przeszła do salonu i zastała śpiącego ojca na kanapie. Przykryła go kocem i popatrzyła z zażenowaniem.
- Przynajmniej jest grzeczny... - pokręciła głową i pobiegła do swojego pokoju.




wtorek, 7 stycznia 2014

1.

Okay... Może zacznę od tego, że strasznie się stresuję. :D Ale mam nadzieję, że nie zniszczycie mnie krytyką. Do dzieła!

Jak co dzień rano szybko wybiegła z domu. Zamknęła drzwi na klucz, przemierzyła chodnik i wybiegła na wąską asfaltówkę. Dziarskim krokiem zmierzała do szkoły, mijając kolejne domy. Po około 15 minutach znalazła się na szkolnym dziedzińcu. Wbiegła po schodach i weszła do budynku. Zamykając za sobą ciężkie drzwi stanęła i spojrzała na zegarek. 7.05.
- Pięć minut i będę w kuchni. - Idąc szkolnym korytarzem rozpięła bluzę i poprawiła swoje krótkie włosy. W szkole panowała cisza. Kogoś kto byłby przyzwyczajony do hałasu, wręcz kułaby w uszy. Lecz dla niej była błoga. Zawsze rano było cicho i spokojnie dzięki czemu mogła zebrać myśli. Stanęła przed drzwiami szkolnej kuchni połączonej ze sklepikiem. Spojrzała do środka przez szklane drzwi i zobaczyła, że jest tam pusto. Cicho nacisnęła klamkę, pociągnęła drzwi do siebie, a następnie wślizgnęła się do środka. Drzwi zostawiła lekko uchylone w razie ewentualnej ucieczki. Rozejrzała się po pomieszczeniu i tak jak oczekiwała po prawej stronie na długim blacie leżały zafoliowane kanapki. Zdjęła plecak i zaczęła szukać w nim portfela. Stała tyłem do drzwi i dlatego nie zauważyła wchodzącej postaci.
- Proszę, proszę. - odwróciła się gwałtownie i zobaczyła szczupłego chłopaka z  dłuższymi czarnymi włosami i szerokim uśmiechem.- Widzę, że nie tylko ja przychodzę się tu posilić za darmo.
Spojrzała na niego spode łba i po chwili wyciągnęła portfel.
- Tak się składa koleś, że ja za nie płacę. - powiedziała obojętnym tonem, wstając z kolan i opierając się tyłkiem o blat.
- Serio? - zapytał zdziwiony.
- No tak, nie kradnę. - zaśmiała się lekceważąco.
- Rozumiem... - odrzekł drapiąc się po karku.
Dziewczyna odwróciła się do niego bokiem i wzięła z blatu dwie kanapki, kładąc obok pieniądze. Następnie sięgnęła po plecak i włożyła je do środka. Zapinając go spojrzała na chłopaka.
- Co tak stoisz? -
- Przyglądam ci się. - powiedział posyłając jej cudowny uśmiech.
- Okaaaay.. - przeciągnęła sylaby. - było miło, ale chyba musimy się pożegnać.- zarzuciła plecak na jedno ramię i wyszła tylnymi drzwiami uśmiechając się do niego. Dopiero po chwili chłopak zorientował się, że został sam w pomieszczeniu. W pośpiechu złapał dwie kanapki, zostawił pieniądze obok tak jak dziwna nieznajoma i wybiegł. Minął stołówkę, zbiegł po schodach przeskakując po dwa schodki i znalazł się na zewnątrz gdzie wśród niewielkiego tłumu wypatrzył jej specyficzną sylwetkę. Była wyjątkowo niska i szczupła. Miała krótkie czarne włosy ułożone w drapieżny damski irokez, który rozjaśniała niebieska grzywka. Miała na sobie bojówki, czarną koszulkę, ciemną bluzę, a pod szyją granatową bandamkę. Podbiegł do niej i uśmiechnął się zdyszany gdy zaczęli iść koło siebie. Dziewczyna uniosła jedną brew i zatrzymała się spoglądając nań uważnie.
- Dlaczego za mną idziesz?
- Bo..- zaczął
- Nie zaczynaj zdania od "bo" - przerwała mu zdegustowana. Zamknął oczy i uśmiechnął się delikatnie.
-Idę za tobą, ponieważ chciałbym się dowiedzieć kim jesteś. - powiedział.
- No! I taka odpowiedź mi pasuje - uśmiechnęła się słodko. Po tych słowach odwróciła się i kontynuowała swoją wędrówkę. Chłopak popatrzył za nią oszołomiony, ale bez słowa sprzeciwu, potulnie szedł za nią. Po chwili dziewczyna skręciła w prawo i znaleźli się obok szkolnego boiska. Przeszli jeszcze kilka metrów i po ich lewej stronie wyrósł niewielki budynek z wąskimi schodkami w dół. Dziewczyna szybko po nich zbiegła i odwróciła się patrząc wyczekująco na chłopaka, który wciąż stał u ich szczytu.
- A ty co tak stoisz jak widły w gnoju? - zapytała ostro, robiąc przy tym taką minę, że nie mógł się powstrzymać i roześmiał się serdecznie.
- Już idę! - odpowiedział schodząc powoli i wciąż się śmiejąc. Dziewczyna w tym czasie nacisnęła mocno klamkę i otworzyła drzwi, napierając na nie biodrem, a następne resztą ciała.
- Pomógłbym ci... - powiedział z nutą wyrzutu w głosie.
- Nie trzeba. - zaśmiała się. - Przecież to nic takiego. Zwykłe drzwi warzące ciut więcej niż plecak - puściła do niego oczko.
- Ale chyba jednak więcej - uśmiechnął się. - A tak w ogóle, to co to za miejsce? - rozejrzał się.
- To szkolny magazynek. Nikt tu nie przychodzi, bo ktoś puścił famę, że powiesiła się tu jakaś dziewczyna.- uśmiechnęła się szeroko pokazując białe zęby. Jej uśmiech nie był do końca równy, a prawy górny kieł miała delikatnie wyszczerbiony, ale to dodawało jej jeszcze więcej uroku.
- To chyba lepiej dla ciebie? Nikt ci nie przeszkadza...- powiedział tajemniczo.
- Masz coś konkretnego na myśli, czy tak gadasz, żeby gadać? - odpowiedziała.
- Myślałem, że zaciągasz tu niewinnych chłopców przed lekcjami.
- Coo?? - wykrztusiła z szeroko otwartymi oczami, po czym roześmiała się oszołomiona.
- Oj żartuję. - uśmiechnął się - Jestem Brian. - wyciągnął do niej rękę.
- Broomhilda - odwzajemniła uścisk.
- Jak?... - zapytał śmiejąc się.
- No Broomhilda, takie stare niemiecki imię. - roześmiała się pokazując mu język. - Możesz mi wierzyć, że ja też nie jestem z niego zadowolona. Ale możesz mówić, Broom, albo Hildie - powiedziała siadając na podłodze i klepiąc miejsce obok siebie, na znak by usiadł.
- No wiec Broomhildo... - zaczął powstrzymując śmiech. A ona posłała mu mordercze spojrzenie. - No więc Hildie, ile masz lat?
- Wkrótce będzie osiemnaście. - odpowiedziała biorąc duży kęs kanapki. - A ty?
- Ja już, osiemnaście. - powiedział przyglądając się jej uważnie. - Wiesz, że nigdy cię nie widziałem w szkole...
- Nic dziwnego, jestem mała, nie wyróżniam się z tłumu, a tak poza tym to jest tu mnóstwo ludzi.
- Polemizowałbym z tym nie wyróżnianiem. Wręcz przeciwnie. - puścił do niej oczko.
W odpowiedzi wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się unosząc kącik ust.
- Skąd ta blizna? - zapytał, delikatnie dotykając jej lewego policzka, na którym znajdował się dosyć widoczny ślad. Pod wpływem jego dotyku zadrżała, a on cofnął rękę.
- Kiedyś biegnąc, zahaczyłam o gałąź. - powiedziała śmiejąc się. - Jestem trochę niezdarna.
- Troszeczkę. - wyszczerzył ząbki. Uśmiechając się pacnęła go lekko w ramię.
- Chyba musimy się zwijać.- powiedziała spoglądając na zegarek. Kiwnął głową wstając i zakładając plecak. Po chwili wyszli z pomieszczenia i zmierzali w stronę dziedzińca. Szli rozmawiając na różne tematy. Mówili o szkole, zainteresowaniach, przyjaciołach. Było to dziwne, ale bardzo się sobą interesowali i okazało się, że mają wiele cech wspólnych.
- Broom, chciałabyś poznać moich kumpli? - zapytał mrużąc oczy przed słońcem. Wyglądał wtedy uroczo. Dziewczynie zrobiło się cieplej na sercu.
- No jasne.- Uśmiechnęła się szeroko.
- W takim razie chodź. - powiedział łapiąc ją pod ramię i skręcając ostro w lewo w kierunku grupki metali. Chłopcy z daleka uśmiechali się do Briana i patrzyli zaciekawieni na jego towarzyszkę. Po chwili Brian puścił, jej ramię. Przywitał się i zaczął mówić.
- Chłopaki, to jest Broomhilda - uśmiechnął się szeroko. - Okazało się, że chodzi do naszej szkoły.
- Ale jesteś kołek Brian... - powiedział najwyższy - Chodzi do nas od dawna.
Brain zganił go spojrzeniem i uśmiechnął się do Hildie szczerząc zęby. Dziewczyna zaśmiała się i spojrzała na zegarek.
- Wiecie co...muszę iść na lekcje. Miło było poznać. - uśmiechnęła się. Spojrzała na Briana i powiedziała cicho. - Do zobaczenia...kiedyś tam. Po tych słowach odwróciła się i szybko pobiegła w stronę drzwi wejściowych.